Przywiązanie do konkretnej marki graniczy czasem z niemal maniakalną potrzebą posiadania wszystkich jej produktów, a już na pewno tych ze specjalnych edycji limitowanych. „Edycja limitowana” – magiczne hasło, które podrażnia konsumenta, porusza w nim najczulszą strunę – indywidualną potrzebę bycia docenionym, wyróżnionym i wyróżniającym się. Apel do osób pragnących zaliczać się do elitarnej grupy posiadaczy jednej z zaledwie tysiąca sztuk dystrybuowanych w całym kraju. Ograniczona liczba i/lub wysoka cena wyróżnionego, markowego produktu czyni go powszechnie pożądanym, lecz nie ogólnie dostępnym.

Używanie, a nawet samo posiadanie produktu z serii limitowanej nierzadko dodaje prestiżu, przez co może wpływać na budowanie poczucia własnej wartości: atrybuty nabytej rzeczy przenosimy na nas samych, a w oparciu o unikatowe właściwości przedmiotu kreujemy własny wizerunek. Podsumowując: limitowane, czyli (pod jakimś względem) wyjątkowe, dedykowane (konkretnej, wyróżnionej grupie odbiorców), trudno dostępne, cenne. Czy zawsze?

Coraz więcej marek z branży spożywczej, odzieżowej, kosmetycznej i rozrywkowej wprowadza swoje produkty w wydaniach limitowanych. Możemy kupić tak luksusowe auto czy skórzaną torbę, jak i ekskluzywny... kisiel czy krem do rąk! Dostępne w większości popularnych sieci handlowych, często po przystępnej cenie, „limitowane” produkty stają się dobrem powszechnym. Dodatkowo, świadomość, że dana rzecz jest w sprzedaży w określonej liczbie lub przez niedługi okres, wpływa na zachowania konsumenckie: pospiesza decyzję zakupu – często nieuświadomioną, nieprzemyślaną, podjętą impulsywnie.

Opatrywanie produktów codziennego użytku epitetem „limitowany” wypacza znaczenie towarów ekskluzywnych. Cóż, potrzeba bycia docenionym i zauważonym jest uniwersalna i nie zależy od zasobności portfela. Wiedzą o tym specjaliści od marketingu i ustanawiają konsumenckie przywileje dla zwykłych zjadaczy chleba.

Poprawiony (piątek, 09 marca 2012 15:18)